Wreszcie piątek

Na wstępie kilka słów o wczorajszym wieczorze. Jestem trochę rozczarowana  kuchnią  restauracji w której byliśmy. Niby smacznie ale wszystko mocno do siebie w smaku podobne. I wszędzie to nie szczęsne curry które ja osobiście lubię raczej mniej niż bardziej :) wystrój oraz obsługa bez zarzutu chociaż jakbym miała być czepialska to może panie kelnerki powinny być bardziej zorientowane w tym co proponują bo nie wiele były nam w stanie doradzić i podpowiedzieć ( mam tu na myśli wiedze ciut bardziej obszerną niż ta w menu które studiowaliśmy sami )  Na wyróżnienie zasługują jednak, ponieważ bardzo szybko przynosiły drinki jak i jedzenie które zamówiliśmy a warto tutaj przy okazji zaznaczyć, że lista pozycji dań menu zamyka się liczbą 402 :) Tyle w temacie restauracji.



Wieczór spędziliśmy na wspominkach, pośmialiśmy się i podjedliśmy. Ponieważ  P. w trakcie wieczoru stwierdził że ma ochotę podrinkować to w drodze powrotnej wracaliśmy z tzw. Night Driverem ( czyli dla nie wtajemniczonych osobą która przyjeżdża po nas do wskazanego miejsca i odwozi nas do miejsca docelowego naszym samochodem-w tym wypadku miejscem docelowym był dom :) )

Jednak pan Night Driver nie przyjechał jak to z reguły bywa z kolegą samochodem ( bo tak zasadniczo ta usługa wygląda, że dwóch panów przyjeżdża swoim samochodem przy czym jeden z nich wsiada z znami za kółko naszej fury  i odwozi gdzie chcemy a drugi jedzie za nami aby po całym kursie pana który kieruje naszym wozem zabrać )

Wczoraj jednak pan Night Driver przyjechał na skuterku. Ale był to skuterek nie zwykły bo składany :)
Oczom nie chciałam wierzyć jak ten swój skuterek w ciągu niespełna minuty złożył, zapakował w folię i włożył do bagażnika :) Subaru.


Zapakowaliśmy się zatem w piątkę bez większego ścisku ( bo odwoziliśmy Maję i K. ) i udaliśmy w kierunku domu. Odstawiliśmy Państwa BB i pojechaliśmy do siebie.
Tak właśnie w większym skrócie wyglądał nasz wczorajszy wieczór. Miło, smacznie ( ogólnie rzecz biorąc bo nie chcę aby mnie ktoś posądzał o wybitne grymaszenie :) ) wesoło.

Na dzisiejsze popołudnie planów jeszcze nie mam ale na jutrzejszy wieczór już owszem. Wybieram się z kolegą z którym od dłuższego czasu się nie widzieliśmy na drinka do pubu na pogaduchy.

Cieszę się, że już piątek. Mój ulubiony dzień tygodnia. Wreszcie będę mogła się wyspać za cały tydzień jak i zjeść sobotnie śniadanie z mężulkiem. Składa się też akurat, że dziś jest także

1 października czyli początek nowego miesiąca co w moim przypadku oznacza początek
kolejnego „nowego” cyklu żywieniowego. Moja „dieta” to plan jaki stworzyłam na potrzebę osiągnięcia wymarzonej wagi i wymiarów na przełomie 4 miesięcy. Pierwszy miesiąc mam już za sobą. We wrześniu starałam się jeść określone produkty i w szczególności unikać słodyczy i tłuszczy. Codziennie też ćwiczyłam wieczorem. W październiku chciałabym zwiększyć ilość wykonywanych ćwiczeń dwukrotnie jak również całkowicie zaprzestać jedzenia słodyczy. Fazę przygotowawczą mam już za sobą więc liczę, że będzie mi teraz łatwiej zastosować trochę większy rygor odnośnie nawyków żywieniowych z którymi walczę i które chciałabym zmienić. Taki system jest dla mojej osoby bardzo trafiony. Nie robie bowiem mojemu organizmowi rewolucji i tym samym w dużej mierze unikam prawdopodobieństwa wystąpienia efektu jojo.

Jestem już wsytarczająco przyzwyczajona po miesięcznych wyrzeczeniach do zdecydowanie mniejszej dawki słodyczy i tłustych dań. Widzę efekty więc to one głównie są moim wynagrodzeniem za trudy z tym związane. W listopadzie chciałabym ćwiczenia potroić. Żywieniowo myślę, że wyeliminuję już z diety te rzeczy które głównie powodowały mój drobny przyrost wagi. Za sprawą ćwiczeń powinnam też zacząć widzieć efekty tam gdzie najbardziej je chciałabym zobaczyć czyli na brzuchu :)
Trzymajcie kciuki :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz