Feministyczny bełkot

W chwilach kiedy nie czytam książek, staram się zaglądać na strony moich ulubionych felietonistów lub felietonistek. Do grona moich ulubieńców należą m.in. Panie Agata Passent i Małgorzata Domagalik.
Obie swojego czasu pisały na swoich blogach o  feministycznym bełkocie.
Toteż postanowiłam i ja napisać słów kilka ww temacie bo nie ukrywam, że budzi on we mnie skrajne emocje.
Nie rozumiem bo chyba nie chcę zrozumieć skąd ten nurt się zrodził i dokąd zmierza.  Jest dla mnie nie jasne czemu kobiety decydują się na rozpaczliwe niekiedy rozpowszechnianie właśnie takich teorii jak: mężczyźni zawsze dyskryminują kobiety, kobiety mają prawo do emancypacji, dualizm obu płci.
Powyższe jest dla  mnie niezrozumiałe  bo przecież prawa kobiet nie odbiegają tak drastycznie od praw mężczyzn ani też nie są tak od nich różne aby przez tzw. zrywy społeczne rozpowszechniać wszem i wobec niechęć do mężczyzn jak i promować kobietę która jest w stanie sama ze wszystkim sobie poradzić. No jest ale co z tego?
Bardzo nie podoba mi się wśród feministek pojęcie dyskryminacji do którego tak licznie w swoich wypowiedziach się odwołują bo czy my kobiety nie dopuszczamy się dyskryminacji?
Naturalnie, że dyskryminujemy i to jak :)
Prosty przykład; pan i pani oraz pojęcie tzw. wolnego związku.
Panie w tzw. wolnych związkach są określane jako niezależne :) nie powiemy o takiej, że się boi ustatkować tylko, że robi karierę, spełnia się zawodowo i realizuje.
A o panu? No co o takim panu powiedzieć możemy?  No powiemy, że jest tchórz bo nie chce zobowiązań tj. rodzina, że jest wieczny kawaler który wybrał własną wygodę i nie chce obowiązków w postaci dzieci, że jest nie dojrzały gówniarz etc, albo w najgorszym wypadku będziemy go podejrzewać o skłonności gejowskie bo przecież jakby inaczej-młody, zdolny, bogaty i sam? Na pewno gej :) 
I jaka w tym logika? Żadna albo wybiórczo odpowiednia dla danej płci :)
Czytam  w  prasie artykuły w których panie redaktorki  prężą się i gimnastykują  jak tylko możliwe aby udowodnić swoje racje. Ale jakie racje?
Ano na przykład takie  że kobieta powinna mięc możłiwośc wykonywania wszystkich zawodów którymi trudnią się panowie. Ale chwila moment mili Państwo.  Przecież nikt im tego nie broni!!! Chcą być cieślami to  niech będą? Czy jest jakieś prawo które zabrania tego typu profesji paniom? Czy jest gdzieś ustawa lub uchwała w której wyraźnie jest napisane ze osobnik płci żeńskiej nie może być tym nieszczesnym cieślą jeśli się uprze?  NIE! A jeśli jest to chętnie zgłębię jej wiedze i uderze się w piers :)
Głoszenie postulatów, które miałyby przekonać rzesze społeczeństwa, że taki układ jest bardziej zdrowy czy bardziej praktyczny jest dla mnie śmieszne.
Wydaję się być oczywistym, że kobieta nie powinna pracować np. jako pomagier budowy nosząc pale żelaza albo inne tego typu. Bo po primo nie podniesie więcej niż 2 na raz czyli będzie jednym słowem mało wydajnym pracownikiem a po due połamie paznokcie, ubrudzi się czy włosy jej się potargają :) 



Trochę rzecz jasną stosuję tu tzw. ars poetica ale wolno mi :)
Jeszcze jak jestem w stanie zrozumieć feministki które chcą doprowadzić do zrównania pensji miedzy panami a paniami to nie rozumiem w żadnym wypadku jakim cudem feministki chcą aby kobiety w równym stopniu wykonywały męskie zawody, oraz aby traktowane były bez tzw. taryfy ulgowej. To nie dorzeczne.
Miałby mi facet drzwi nie otwierać i mnie w nich nie przepuszczać ?
Miałabym sama zmieniać koło, wymieniać olej, kupować części do zepsutej turbosprężarki?
Miałabym pracować w kopalni jako górnik?

Jasne. Nie jest to nie do wykonania ale o ile łatwiej, prościej i przyjemniej jest jeśli taki osobnik odmiennej płci właśnie otworzy i przepuści w drzwiach czy też przyjedzie i zajmie się tzw. kapciem w samochodzie.
Umówmy się, dla mnie bowiem oczywiste jest, że do pewnych zawodów siła i masa mięśni jest potrzebna chcąc nie chcąc.  Nie wyobrażam sobie bowiem filigranowej blondynki pracującej w masarni, chlodni lub innej fabryce przewalającej europalety,  lub jako pani drwal szalejącej z piłą :) Naturalnie wiem i rozumiem, że choc sama tak nie postepuję to jest wiele pań które w tym przypadku  postąpiłyby zgodnie z zasadami: zastaw się a postaw się czy np. na złość mamie odmrożę sobie uszy :) aby tylko udowodnic swoje. Ale co udowodnic? Ze się da? No da się pewnie ale czy faktycznie takie będzie to przyjemne. Czy feministki faktycznie uważają ze latwiej się zyje bez tzw. przywilejów jakie kobiecie przez tysiące lat w każdej niemalze kulturze przysługiwał? Śmiem wątpić.

Ja wolę jednak tradycyjny podział ról i obowiązków jaki  istnieje od stuleci między kobietą a mężczyzną.
Razi mnie widok kobiety idącej z facetem ulicą i to ona niesie zakupy a on wpieprza loda :) ale wolnoć Tomku w swoim domku skoro chce wykonywać wszystkie czynności które wykonywać winien  jej amant wedle zasady: kobieta i mężczyzna = równe prawa w związku, nic na przeszkodzie nie stoi.
Chce się emancypować; to się emancypuje :) ale nie jestem przekonana że jest ona w pełni szcześcia te siaty targając i co chwila przystając bo jest jej po prostu cieżko :)  to samo tyczy się wynoszenia smieci, czy przekopywania działki albo mycia samochodu. Chce równouprawnienia :) bardzo proszę! 
Nie przeczę, że wszystkie ww zajęcia da się zrobić bo będąc dawno temu sama, wszystko robiłam ( może z pominieciem wątku o rąbaniu drzew i noszeniu pali na budowie ) ale zdecydowanie uważam, ze we dwoje jest najnormalniej w świecie lżej.


 
Jaki byłby zatem cel parowania się? Tylko prokreacja? Wierzyc mi się nie chce. Moja wizja partnerstwa nie jest wybitnie skomplikowana a mam wrażenie ze jest bardziej jednak harmonijna od tych które głosi feminizm. A w końcu chyba przeciez o to w zyciu chodzi aby zyć w zgodzie z samym sobą, i w harmonii z otoczeniem a nie pod prąd tylko dlatego, żeby było bardziej w ten sposób oryginalnie lub inaczej. Inaczej nie zawsze znaczy lepiej.

Nie dotknęłam mam  nadzieję moimi poglądami pań które usilnie bronią racji kobiet bowiem wierzę, że każdy prawo do własnego osądu posiada niezależnie od tendencji.
Jeśli jednak są  wśród moich czytelniczek jakieś zagorzałe feministki  to z góry zaznaczam, że celem mojego powyższego postu nie było szydzenie lub obrażenie Was miłe panie a jedynie podanie konkretnej argumentacji przeciwko stanowisku jakie głosicie.   :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz