tik tak tik tak :)

Już dosłownie kilka dni dzieli mnie od błogiego stanu "bezrobocia" i dłuższych wakacji :)
Jestem i podekscytowana i zdezorientowana. Nie wiem jak odnajdę się przez te kilka tygodni bez pracy i codziennego rytmu rannego wstawania i wracania popołudniami. Ale wiem, ze świat stoi przede mną otworem, wiem, że do odważnych świat należy i wiem, że mam przy sobie bliskich, którzy wesprą mnie należycie :)  niezależnie od sytuacji, miejsca i okoliczności.


Dzisiaj jednak rozkoszować się będę przepysznym sushi i winem śliwkowym :)


porzeczki

Wreszcie są :) Dojrzałe, czerwoniutkie i słodkie!!! Cały rok czekałam, żeby wreszcie móc zjeść miseczkę i dzisiaj mi się udało. Prosto z krzaczka do miseczki. Pyycha!!! Ubolewam bardzo, że w Magdalence ostały się jedynie dwa z chyba 10 krzaczków czerwonych porzeczek jakie były przed laty. Podobnie jak przeboleć nie mogę wyciętej schorowanej czereśni która zeżarły szpaki i jakieś szkodniki. Ale żeby nie było że marudzę to dziękuję Ci Rodzicielko oraz Matko Naturo za to co jest w naszym ogrodzie :)




A w przyszłym tygodniu może już będą wiśnie :) Na razie są jeszcze troche blade i nie dojrzale ale nie wiele im trzeba zeby mozna je bylo szamać. Na moje "fachowe" oko góra tydzień ale biorąc poprawkę na "fachowość" tego mojego oka trzeba liczyć +- tydzień albo dwa :)


Dzień Taty

Ponieważ dzisiaj jest Dzień Ojca jak co roku wybrałam się na cmentarz do Taty i zapaliłam dwa nowe świeże znicze i dołożyłam kwiatków do obecnych w wazonie przyniesionych przez moją Mamę wczoraj czerwonych goździków
.
Całość rzecz jasna wyszła jak zawsze bardzo elegancko :)

Parę dni temu zebrało nam sie z mamą na wspominki o Tacie bo za dwa dni jest kolejna, już szósta rocznica Jego odejścia. Wzruszyła mnie mamy opowieść jak Tata dowiedziawszy sie ze ma nowotwór rozpłakał sie ale co mnie tak właśnie poruszyło to fakt, ze szlochał nie z żalu nad swoich losem ale rozpaczał że zostawia mamę z bałaganem nie pozałatwianych spraw samą.

Zryczałyśmy sie obie.


Tata faktycznie był wyjątkowy i nie ma mu równych. Wielokrotnie czytam o ludziach krótych już nie ma z nami, że byli wyjątkowi ale mój Tata był bardziej niż wyjątkowy. Był poprostu inny niż wszyscy i kochał mnie i Mamę miłością obłędną. On nas po prostu ubóstwiał i byłyśmy Jego całym światem i czułyśmy to na każdym kroku, w każdej sytuacji, niezależnie od pory dnia i roku czy też Jego lepszego lub gorszego humoru. Zawsze byłyśmy jego oczkiem w głowie.

Bardzo mi go brakuje toteż ratuję sie cudownymi zdjęciami i chwilami na samotnych spacerach gdzie moge sie wyryczeć w powietrze i poprzypominać sobie świetne i niezastąpione dzieciństwo jakie mi Rodzice ofiarowali. Bardzo Ci Mamo i Tato za to dziękuję bo wiem, że nie wszyscy mieli takie szczęście być tak kochanym i życ w tak kochającym się domu jak nasz.


cud, miód i ultra "malina"

Dzięki Włodkowi, którego spotkaliśmy pod osiedlowym sklepem naszło mnie na truskawki. Ale jak! Zeszliśmy z P.  wszystkie okoliczne sklepy bo w naszym ulubionym już truskawek nie było- w ramach wieczornego spacerku ma się rozumieć  i nic. Nigdzie tych nieszczęsnych truskawek nie było :(

Ze smętną miną kupiłam w drodze powrotnej w Marcpolu 3 gruszki licząc ze zaspokoję swoją nie pohamowaną chęć zeżarcia jakiegoś owoca aż tu nagle w drugim sklepiku pod samym naszym domem, tym z którego korzystamy w ramach wyjątkowo nagłej potrzeby i raz na ruski rok,   wypatrzyłam koszyczek malin :)

Zatem ku mojej radości i szczęściu wrąbałam właśnie pół tego owego koszyczka i jest mi bardziej niż błogo.  Pierwsze malinki, którymi w tym roku się zajadałam. :) nie ma co-rychło w czas :) ale lepiej późno niż wcale. Były tak słodkie, że nawet nie trzeba było ich dosładzać.



bób,balkon i rzepak

Zaczynam od bobu który niestety przez gapiostwo rozgotowałam psia krew toteż teraz zamiast zajadać pyszny bobik al dente wcinam trochę klapciowaty :)

Nie mogłam się oprzec i w drodze do mamy zrobiłam fotkę rzepakowi który rosnie na sąsiadujących z mojej mamy domem polach.
Jest piekny a pachnie cudownie. Zatrzymalam sie na 10 minut i wąchałam, gapilam sie z rozdziawioną buzią a ludzie przejezdzający patrzyli sie na mnie co najmniej jakbym miala nie rowno pod sufitem :) Trudno. Widok i zapach warty byl tych 10 minut stania na poboczu i zachwytu :)



A w domu postanowilam nie przejmować sie w dalszym ciągu nie zrobionym balkonem ( wymowką pana kazia, wiesia czy jozefa w tym tygodniu bylo wesele i slub kogos z rodziny- jak nie pogrzeb i urodziny cioci to wesela kuzyna; życ nie umierać ) czekam az mojego slubnego szlag trafi z tym calym panem kaziem i wezmie zaprosi wreszcie ekipie fachowcow z prawdziwego zdarzenia :)

W kazdym razie moim kwiatkom nie przeszkadza brak płytek jak widać na obrazku poniżej:




W tle moich kwiatków widać efekty Piotrka domowej uprawy pomidorków :) bo tak, zgadza się, te duże skrzynki to są własnoręcznie wysiane przez Piotrka z kupionej w Obi torebeczki z nasionkami pomidorki!!! Czekamy na owoce we wrzesniu ale jest szansa, i to duża,  że będą  bo kwiaty już są :)

korpo życie

W zeszłym roku pisałam już, co prawda o kulturze korporacyjnej a w szczególności o zachowaniach w windzie, długabiu w nosie na swiatlach i tym podobnych, ale ponieważ od tygodnia moja firma zmieniła siedzibę i aktualnie mieści się w dużym biurowcu na Mokotowie to niestety od tygodnia właśnie dają mi się we znaki chamy i buce :( pracujące w tym korporacyjnym molochu w którym to pracuje ok 2000 osób. 

Ehhh!!! :( Jest to przykre zjawisko i nie mogę się pogodzić z tym, że co raz bardziej powszechne. Owszem, chamowatość i buractwo robi się co raz bardziej popularne :(  Dlaczego ludzie nie odpowiadają na dzień dobry i dlaczego żeby wyjść z pracy i zjechać z 10 piętra panie tratują mnie już na samym wejściu do windy i wkładają mi łokcie w żebra?  Szaleństwo! Istne szaleństwo, że żeby wyjść z pracy muszę czekać 2 a czasem 3 kolejki „windowe” żeby normalnie bez ścisku jak sardynki w puszcze zjechać na parter.
Pierwszego dnia pierwszy i ostatnio raz miałam „przyjemność” podróżować w takiej zatłoczonej windzie i nigdy więcej. Doszłam do wniosku ze wole wyjść 15 minut później i przyjść 15 wcześniej niż wszyscy, aby tylko zaoszczędzić sobie tej wątpliwej przyjemności. Pomijając nie odpowiadanie na dzień dobry prawie zawsze ktoś w windzie trajkocze przez telefon i prawie zawsze traci zasięg i prawie zawsze krzyczy przez słuchawkę ze ten zasięg tracie i ze odzwoni. Nosz w morde jeża :) nóż się w kieszenie otwiera :)

Ludzie! Na miłość boska ludzie opamiętajcie się! Dlaczego stajemy się społeczeństwem chamów i bufonów :( nosz ludzie!!! 

Niestety mam wrażenie ze moje lamenty i pojękiwanie nad utraconymi wartościami dobrego wychowania nic nie wskórają w poprawie sytuacji dobrych manier toteż gromkie Adieu Korpo life-ja wysiadam :) i z dniem 30 czerwca oficjalnie powiększę moją skromną osobą listę osób bezrobotnych w tym kraju i wcale z tego powodu płakać nie będę. 

Żegnajcie popychacze windowi, żegnajcie kuchenni skrytożercy, którzy wychodzą na widok kolegów z innego departamentu, żegnajcie nieodpowiadające na dzień dobry w toalecie damy dworu, żegnajcie stanowiska pracy w open spacie i korytarze więzienne, żegnajcie korpo integracje vel najebki do samego rana i tańczący strip tease na stołach dyrektorzy:  bye bye bye bye!!!

ps. 
i nie! nie boję się tego otwarcie powiedzieć ze korporacyjne zwyczaje mi nie leżą :)


II rocznica ślubu


Nie da się ukryć ze czas po prostu pędzi jak oszalały. Nie wiem, jakim cudem dzisiaj świętujemy drugą rocznicę ślubu :)  po prostu nie wiem i pojąć nie mogę jak tak po prostu się stało ze to już dwa lata. 

dla tych nie wtajemniczonych to na zdjęciu powyżej jestem ja i mój ślubny bo owszem, znamy się od dziecka czyli będzie z jakieś 27 lat :) 


Ktoś mi ostatnio powiedział ze pierwsze dwa lata małżeństwa są najtrudniejsze. Czy miał racje nie wiem, ale nawet, jeśli to my te najtrudniejsze dwa lata mamy to już za sobą :)  i na dowód tego ze mamy się świetnie i kochamy się bardzo wybraliśmy się do naszej ulubionej greckiej knajpki Zorba a towarzyszyli nam nasi przemili sąsiedzi Włodek i Ania :)
 

Wydudliliśmy dwie butelki Retsiny, zjedliśmy grillowane mięsko, serek haloumi, papryczki nadziewane i sałatkę grecką i śmialiśmy się do rozpuku. W niedzielę robimy powtórkę z rozrywki, ale w wersji domowej, bo Włodek zaoferował się uraczyć nas krewetkami we własnym wykonaniu toteż niedzielne popołudnie mamy zamiar spędzić też w stylu śródziemnomorskim: wino, owoce morza i sjesta :)


 
W piątek są moje imieniny tak się składa, ale w tym roku nie mam siły robić grilla jak to miałam zwyczaj robić w latach zeszłych i grilla zrobimy z okazji Piotrka imienin, które są pod koniec tego miesiąca. Zeszły weekend był intensywny z uwagi na wyjazd nad morze, poprzedni także bo zabalowałyśmy z Majeczką, Żancią i Justyną, więc ten najbliższy postanowiliśmy odsapnąć od spędów towarzyskich. Ja zapewne będę raczyć się czereśniami na tarasie w Magdalence a Piotrek dłubał przy stereo w Subaraczku. Jako imieninowy prezent zażyczyłam sobie pantofelki, gdy tylko je zobaczyłam na wystawie nie było siły i mocy na ziemi, która mogłaby mi przeszkodzić w ich nabyciu było to zauroczenie od pierwszego wejrzenia toteż teraz dumnie stoją w szafie i czekają na specjalną, czyli na dzień jutrzejszy :) 






zaległości


Zaległości zaległości zaległości  :) tak mogę w trzech słowach określić stan ducha i ciała mojego na dzień dzisiejszy i ostatni okres. 
Wszystko jakoś tak szybko się dzieje ze nie zdążę nawet tchu zaczerpnąć a tu już nowe wyzwanie, zadanie, przygoda :) 
 
I od dłuższego czasu wiecznie na przegranej pozycji bo; kwiatki trochę ususzyłam, bo w końcu dwa dni nie podlewałam, ponieważ byliśmy nad morzem, pranie mam tez na dwa razy do zrobienia, bo na raz suszarka nie pomieści, mieszkanie ogarnęłam, ale raczej z grubsza, bo już bardziej dokładnie czasu za brakło a rabarbar, który Piotruś kupił 3 dni temu w dalszym ciągu leży na stole w kuchni, bo nie było mi, kiedy go na kompot przerobić :)
 
Co ze mnie za pani domu? yyyy :) zajebista pani domu, bo wreszcie postanowiłam się wyluzować i nie stresować ze zmywarka jest nierozładowana i ze w stole stoi szklanka po kawie i miseczka po truskawkach z jogurtem. A niech stoi :) przecież nie ucieknie. A ja w tym czasie mogę oddać się błogiemu lenistwu, bo w końcu, kiedy jak nie teraz. A błogie lenistwo umila mi biografia Królowej Elżbiety II, którą poczytuję i uśmiech z pyszczka mi nie schodzi. 

Rejs był wyborny!!! Pogoda jak drut, bez deszczu, z wiatrem i słońcem oraz temperatura akurat na żagle. Nie za gorąco ani tez za zimno. Towarzystwo doborowe · Wypłynęliśmy w sobotę rano z Górek zachodnich na Hel. Na Helu rybka i piwko, potem śpiewanie przy gitarach Ewy i Dreptaka na łódce i w niedziele powrót do Górek. Nowy samochodzik tez bez zarzutu się spisał. Wygodny, duzy, szybki :) w końcu Subaru.