lotto vs. kredyt

Poniedziałki są okropne. Nie tylko dlatego, że akurat dzisiaj pech chciał, że deszcz siąpi jak najęty i jest szaro- buro ale także dlatego bo nie cierpię po weekendzie wracać do szarej korporacyjnej rzeczywistości. Albo się wypalam w tej firmie albo pogoda działa na mnie tak przytłaczająco.  W każdym razie myślę, że podobnie jak wiele z nas po prostu nie lubię początku tygodnia.

Ponieważ pogoda za oknem sprzyja przemyśleniom tym głębszym zaczęłam się ostatnio zastanwiać nad sensem życia i czy na przykład gdybym wygrała w totolotka to także miewałabym takie wahania nastrojów. Moja koleżanka wygrała obrzydliwie dużo w totka ale jest bardzo samotna i co z tego, że co tydzień jest w innym mieście jak brakuje jej bratniej duszy lub kogoś kto pokocha ją dla niej samej a nie dla zer na koncie. Ogólnie zastanawiam się czy pieniadze sa w stanie dac określony poziom szczescia czy tez są po prostu dodatkiem do całości.


Jedni mówia ze pieniadze szczęścia nie dają ale obawiam się, że w dzisiejszych czasach to powiedzenie niestety odchodzi do lamusa.  W dzisiejszym społeczeństwie jesteśmy wszyscy tak kompulsywnie nastawieni na konsumpcjonizm ze ciezko mi nie myslec o szczesciu bez myslenia ze wiążą się z nim duze pieniadze. Zdrowie, pogoda ducha jak najbardziej są bardzo ważne ale wydaje mi się ze to poglądy które mialy rację bytu 2 wieki temu kiedy nie było mowy i takich mozilwosci w podrozach oraz rzeczach codziennego uzytku. Wiekszosc zadowalała się tym co mieli i nie pragnęli wiecej a jeśli pragnęli to te pragnienia były raczej stonowane i nie doprowadzaly ludzi na kres bankructwa spowodowanego checią dorównania np. sąsiadom.

Znam przypadek osób które zapożyczały się przez lata aby wyrównac swój status społeczny z tymi którym było lzej bo zarabiali wiecej. Chec posiadania była tak duza ze kredyt za kredytem owszem pozwalał na więkśzą swobode w zyciu codzinnym oraz zwiększał możliwości związane z byciem „kims” ale do czasu. Do czasu bo w efekcie doprowadzil do tragedii bo ów osoba nie miała już w finalnym stadium, możliwości na kolejny kredyt który by pokryl wszystkie poprzednie. Pętlą się zawiązywała Az wreszcie jegomość się powiesił z braku perspektyw oraz pomysłow na rozwiązanie się z matni w która się sam wpędził.

Co nim kierowało? Chęć doścignięcia bratu któremu wiodło się lepiej finansowo? Chęć pokazania w rodzinie, że jest ojcem którego stać na wszystko? Chęć przedstawienia się wśród znajomych i sąsiadów, że jest świetnie prosperującym człowiekiem sukcesu? Być może. Ale przecież zgodnie z żelazną zasadą nie powinniśmy wydawać więcej niż zarabiamy.  Rozumiem, że życie stwarza wiele sytuacji w których ulegamy pokusom kredytowym ale nie mogą one być środkiem utrzymania lub pomocą finansową która ma zapewnić nam określony status. W powyższym przypadku rodziny zostały skłocone, człowiek pozyczał latami toteż jego długi były gigantyczne a wszystko aby tylko nie być przeciętnym „Kowalskim” który zyje od pierwszego do pierwszego. A przecież równie dobrze mógłby życ normalnie i nie osierocać rodziny która de facto tak bardzo na niego naciskała z każdymi swoimi zachciankami. Swoja drogą przykre, że rodzina nie widziała problemu i myślała wyłącznie o zaspokojeniu swoich pobudek posiadania. Przykre też , że rodzina nawet po śmierci ów biedaka wciągniętego w macki finansowe do tej pory nie zdaje sobie sprawy jak bardzo swoją obsesją wyższego statusu przyczynili się do śmierci ojca.

Jeśli nas nie stać to nie kupujmy, jeśli zarabiamy mniej to oszczędzajmy. Kredyty nigdy nie wychodza na zdrowie bo zawsze i trzeba o tym pamiętać wzięty kredyt równa się wydatki. Nie myślmy omylnie ze kredyt jest podporą naszego domowego budżetu-wręcz przeciwnie. To miesięczne zobowiązanie na kolejne lata do którego dołożymy duży procent. Więc jeśli kredyt to tylko mieszkaniowy lub na wyraźnie określony cel który może przynieść zysk i zrócić nam zainwestowane pieniążki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz