początek tygodnia

Pracowity poniedziałek.
Zawodowo:  czekam na rozstrzygnięcie kilku projektów nad którymi  aktualnie pracuję i mam nadzieję ze uda mi się je zamknąć do końca tygodnia i nowy kolejny tydzień zacznę już nowymi :)
Prywatnie:   mam kilka spraw do załatwienia: przede wszystkim chcę podrzucić Mai prezent ślubny który przeleżał się u nas w bagażniku jak pakowaliśmy kwiaty i który to Piotrus znalazł po tygodniu J chce tez odebrać zaległą kieckę od pożal się boże  krawcowej której to nie była uprzejma spakowac jak odbierałam od niej w sobote rzeczy-jest balaganiara totez nic dziwnego. Mam wizyte u lekarza, musze odebrac receptę także zapowiada się dość napięte popołudnie. Mam nadzieję, że wieczorem uda mi się coś poczytać i wyciszyć.

Mam już tez wstępnie pomysl co upichce na sobotni wieczor :) przychodza do nas znajomi z którymi się dawno nie widzieliśmy wiec chciałabym ich podjąć czyms smacznym :) i wyjątkowym.
Z początku myślałam o tarcie szpinakowo lososiowej ale wczoraj wpadlam na pomysl ( za zasluga mamusiowych kluseczek ) gulaszu z kluskami kładzionymi z pietruszką. Do tego ogórki konserwowe, żurawina i sałatka np. mizeria. Ostateczną decyzję podejmę pewnie w czwartek lub piątek ale już dziś niecierpliwię się na wieczór sobotni bardzo :) i układam w głowie plan przygotowań oraz realizacji :) Gdyby nie czuność niezastąpionej Ewci  to bym kompletnie zapomniala o uwzględnieniu w moich planach na weekendowe menu deseru!!! Totez Ewciu moja droga, chwała Ci za to i dziękuję Ci z tego miejsca po stokroć, że mi przypomniałas bo w ferworze podniecenia na śmierć bym zapomniala o deserze i byłoby to moje Waterloo.
Doszłam do wniosku, że  żeby utrafić w gust kulinarny gości lepiej będzie jak przygotuję raczej popularne danie niż coś wyszukanego co nie wszystkim musi smakować. Toteż stawiam na kuchnię Polską tym razem :)

Czas na kolejna kawę i blogowanie…
W czwartek spotkanie z Majeczką na które się bardzo cieszę. Po jej slubie jakoś nie mogłyśmy się zupełnie zorganizować bo jak nie chorowałąm ja to ona,  potem ich kilkudniowy wyjazd więc też czasu nie było, w między czasie choroba Piotrka i bieganie po lekarzach i aptekach i tym sposobem minął miesiąc odkąd się ostatni raz widziałyśmy. Mam nadzieję, że  uda nam się trochę nadrobić zaległości bo ich wyjazd przeciez zbliza się wielkimi krokami :(  a co za tym idzie ograniczone wspólne spotkania. Ja co prawda szykuję się  częste odwiedziny ( o ile fundusze i czas pozwolą ) do Londynu to jednak mam świadomość że te spotkania z pewnością nie będą tak liczne jak nasze wypady do galerii czy spacery z „Ogonkiem” do tej pory.  Co zrobić :) jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.


Nosiłam się z zamiarem zorganizowania tzw. Farewell party które chciałam wyprawić  Mai i K.  u nas w domu tak żeby poprostu  spotkać się ze znajomymi z którymi Maja z K. widują się raczej rzadko i od przypadku do przypadku bo albo przy okazji śledzika wigilijnego lub to grilując w lecie, a z którymi się lubimy wszyscy. Niestety jednak mój pomysł spalił na panewce bo czasowo nie mamy ku temu możliwości. Trochę pomysł mojego Farewell party został jednak zmodyfikowany i w efekcie końcowym i Wilk syty i owca cała: wybierzemy się pewnie do restauracji w. Na zakrapianą whisky i Martini weekendową domówkę nam niestety czasu nie starczy :( Nic to dziwnego skoro wszyscy jesteśmy zabiegani a zwłaszcza Ci co wyjeżdżają :) Za dużo innych spotkań oraz planów.  Nie jestem zawiedziona bo takie wyjście też mnie bardzo cieszy-uwielbiam wyjścia popołudniowe i wieczorne zwłaszcza z ludźmi których bardzo lubię :)    







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz